Smutno się patrzy na świat, gdy z horyzontu znikają kolejne rzeczy, do których byliśmy przyzwyczajeni. Szczególnie, że nie ma za niczego w zamian. Całkiem niedawno spostrzegliśmy nagłe zamknięcie wydawnictwa Adama Zalepy, później doszła do nas informacja o likwidacji sklepu RatroAmi, a teraz widzimy jak magazyn "Pixel" wydaje swój ostatni już numer i mówi nam "żegnajcie".
Niby trzy zupełnie różne sprawy, ale moim zdaniem łączą się w pewien nurt. Okazuje się, że w trzydziestokilkumilionowym kraju nie ma aż tylu miłośników starego sprzętu, aby utrzymać jedno wydawnictwo, jeden sklep i jeden miesięcznik o tej tematyce. Nijak się to ma do nieustannych zapewnień o silnym amigowym (i w ogóle retro) środowisku w Polsce - to po prostu bajeczka opowiadana "ku pokrzepieniu serc". Mamy co najwyżej pojedynczych pasjonatów, nierzadko bardzo zdolnych i pracowitych, ale to wszystko. Cała reszta to ludzie, którzy chcą jedynie od czasu do czasu się rozerwać i nic więcej.
Magazyn "Pixel" był jedynym miesięcznikiem w Polsce, który regularnie poruszał sprawy związane z Amigą i ogólnie retro-komputerami. Poza tym wydali książki "Amiga Rulez!" i "Historia Amigi piksel po pikselu". W każdym numerze magazynu około 1/3 - 1/4 była poświęcona materiałom z historii komputerów (nie tylko Amigi, rzecz jasna). No i będziemy się bez tego musieli obejść. Lamentów nie słyszę, podobnie jak żadnej inicjatywy mającej na celu ratowanie magazynu w okrojonej chociażby formie (podobne wrażenia miałem po zniknięciu Adama Zalepy). CD Action został kwartalnikiem, ale czy dla Pixela to byłoby dobre rozwiązanie? Trudno odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Podsumowując - było, nie ma, no trudno.
Prasa drukowana ma problemy nie od dziś, a liczba papierowych miesięczników maleje z każdym rokiem - o tym wszyscy doskonale wiemy. Do tego dochodzi wzrost kosztów papieru, druku i kolportażu. Ale czy były one jedynymi problemami? Gdyby tarapaty wynikały tylko z przechodzenia na wydania elektroniczne, to wydawca zostawiłby jedynie wersję PDF, skasował papierową i karuzela kręciłaby się dalej. A może po prostu czytelników zabrakło?
Taka jest właśnie moja główna teza. Przyczyn upadku jest z pewnością wiele, a ja pozwolę sobie wymienić kilka z nich. Po pierwsze magazyn próbował łapać kilka srok za ogon. Z jednej strony były tam nowości i zapowiedzi gier, z drugiej bogaty dział retro i publicystyki, a na koniec rzeczy luźno związane z resztą, czyli kino, seriale, książki, kosmos, komiks czy też gry planszowe. Jednym słowem prawdziwy bigos. Można spokojnie założyć, że nie przyciągało to młodych ludzi, którzy nie nabrali zwyczaju sięgania po tego typu magazyny, ale dlaczego nie zainteresowało wystarczającej ilości "wapniaków"? Wielokrotnie z całego numeru zaledwie ćwierć wydania była dla mnie interesująca. A resztę musiałem zostawić, bo kompletnie mnie nie ciekawiły historie o powstawaniu gier sprzed trzydziestu laty, odwiedzinach "słynnych" (znaczy słynnych w latach 80-tych) miejsc albo wynurzenia felietonistów, którzy bardzo często traktowali czytelników z góry (delikatnie mówiąc). Piszący tam ludzie nieraz zapuszczali się za daleko - pouczali i łajali mnie jak mam myśleć i co mam robić. Za moje pieniądze, oczywiście. Wesoło, prawda?
Po drugie stawiam tezę, że retro się trochę "przejadło". Przecież nie można pisać cały czas o Superfrogu czy też analizować w kółko przyczyny upadku firmy Commodore. A szukanie na siłę tematów kończy się artykułami, które kompletnie nikogo nie interesują i są opisywaniem szczegółów zupełnie nieistotnych. Większość ludzi po prostu lubi sobie włączyć oryginalną starą maszynę albo jakiś emulator i miło spędzić czas. Niekoniecznie trzeba analizować historię powstawania gry Moon Patrol - dużo ciekawiej jest w nią zagrać. I to jest zdrowe podejście.
Trzecia sprawa to marketing. Zero zachęcania do kupowania czy przedłużania prenumeraty. Bo przecież czytelnik i tak sam przyjdzie. Bo nie ma innego wyboru. A ilu z czytelników odeszło z ważnych czy też błahych powodów? Nie wiem, ale z pewnością było ich wielu. Zauważmy, że miesięcznik PSX Extreme zostaje na rynku i będzie wychodził nadal (w cenie niższej niż Pixel). To tylko potwierdza moje przypuszczenia o braku nabywców, braku społeczności. No a za tym i reklamodawców. Bo kim miał być czytelnik Pixela? Do kogo adresowano czasopismo? I czy przypadkiem nie wybrano złej grupy docelowej? Pytania można mnożyć dalej.
Cóż, kończy się zatem kolejny etap historii. Następny kram na amigowym bazarku został zamknięty. A ja czuję się jak kronikarz spisujący dzieje upadku królestwa. Z pewnością można by opisać dokładną historię powstania i upadku Pixela, bo ja tylko przemknąłem się po tematach. Co mogę dodać od siebie? Chyba tylko tyle, że widzimy wyraźny trend spadkowy po chwilowym wzlocie kilka lat temu. Cieszmy się zatem z tego, co mamy. Koniec i bomba. A kto czytał (Pixela), ten trąba.