Jest rok 2015 - Świat idzie we wszystkim naprzód, jednak poza oczami obywateli rozgrywa się się krwawa gra o nowe systemy broni stworzone przez organizację o tajemniczym skrócie I.P.C...
Wsiadłem do swojego Lotusa Espirita jadąc z Manchesteru do Liverpoolu. Po paru kilometrach wpadłem we wściekłość - znowu korek na autostradzie w Zjednoczonym Królestwie !?? Dosłownie jak w Polsce gdy jeździłem jeszcze Fiatem 126p...
Ups, nie przedstawiłem się Wam, przepraszam. Jestem tajnym agentem I.P.C. organizacji którą stworzyły słowiańskie narody odkąd Polski wywiad zaczął odbierać dziwne sygnały z Marsa - potem takie sygnały zostały odebrane w Pradze, Bratysławie, Belgradzie i Moskwie.
Wszytko pięknie - dojechałem pod stadion Anfield Road gdzie miała na mnie czekać Sabrina. Spytałem - "jak mecz?" "Sędzia Kalosz" odparła. Jej ukochany klub przegrał z Evertonem 1:2. Miałem jej przekazać polecenia z centrali prosto w oczy więc powiedziałem "Potrójny Laser ma być gotowy do końca miesiąca". Puściła oko mówiąc że już jest gotowy.
Wróciłem na drugi dzień do Warszawy gdzie trafiłem do szefa na dywanik.
- Poruczniku Moskic?
- Tak
- Możesz mi wytłumaczyć co to za rzęch stoi na twoim biurku?
- Amiga 500 szefie...
Rozeszło się po kościach...
Działania I.P.C. w dość krótkim czasie zjednoczyły narody słowiańskie gdyż wiadomości z Marsa były podpisane "Perun". Spowodowało to zbliżenie ze sobą Rzeczpospolitej Polskiej i Federacji Rosyjskiej co zaniepokoiło Świat. Rosjanie przekazali w tajemnicy nowym sojusznikom Miga-40, którym to akurat latałem. Bardzo szybko zestrzeliłem, a raczej zmusiłem do lądowania nieprzyjacielskie F-22 Raptor, amerykanie nas szpiegowali!
Mieliśmy super agentów - najlepszy był ten o pseudonimie Zollux, zdobywał to co chcieliśmy. Ale Zollux miał swoją mroczną tajemnicę - wygląd człowieka, którym jednak nie był. Nawet wyższe dowództwo o tym nie wiedziało. Musiałem więc milczeć, inaczej coś by się stało mojej żonie Lucy. Nie mam do niego o to pretensji - właściwie oboje trzymaliśmy się w szachu, on musiał bronić siebie tak jak ja swoich interesów. Prywatnie to wciąż dobry kolega.
Spojrzałem na zdjęcie Lucy, tak daleko od mnie - i bardzo dobrze - pomyślałem. To co jednak zobaczyłem na drugi dzień po starcie mojego Mig-a 40 przerosło moje oczekiwania. Najpierw radio w którym dało się słyszeć pilotów niemieckich, potem polskich, brytów i ruskich. Zrozumiałem że wleciałem w sam środek bitwy nad neutralnymi wodami Bałtyku - albo tak mi się zdawało bo obudziłem się na Nowej Ziemi w ruskiej bazie.
- Towarisz żyjeta? - usłyszałem głos
- Da żyjeta!
Z rozmów zrozumiałem iż faktycznie przyleciałem od strony Bałtyku tylko czemu nie pamiętam jak lądował autopilot czy co do cholery?
- Masz telefon
- Od kogo?
- Od żony
- Daj
Gdzieś Ty kurwa jest? Połowa Polski cię szuka, pamiętasz mieliśmy jechać do Szkocji! Jeszcze mi powiedz, że u ruskich wódę chlejesz! Kochanie jestem w Rosji... Debil, powinna się ze mną rozwieść... A lot nad Bałtykiem miał być ostatnim i urlop...
Gdzieś w oddali:
- Nie musiałeś tego robić
- Co nie musiałem, wiesz jaki okup za to dostaniemy?
- Głupek to jest sprzęt wojskowy armia tego tak ci nie popuści, zwłaszcza I.P.C.
Tymczasem od Rosjan dowiedziałem się testowali w powietrzu nową broń która mnie uśpiła, a autopilota zdalnie włączyła wieża kontrolna w Sankt Petersburgu, co ciekawe ta broń powstała na Słowacji w Bratysławie...
W końcu wróciłem do domu, mina mojej żony wyrażała tylko jedno a mianowicie prasłowiański "wpierdol". A może to dlatego że trzymała w ręku lampkę nocną? Kto wie...
Tym razem jednak pojechaliśmy do Szkocji - przyznam mam dość bo co 3 dni bywam w United Kingdom. Gdybym wiedział co jednak planuje tam I.P.C. i co skopiuje sobie Cro-Team Technology to bym sobie odpuścił...
Ciąg dalszy być może nastąpi...
Porucznik Moskic
Obrazki pochodzą z serwisu www.lemonamiga.com